W czasie robienia tych moich rund obserwuję ludzi. Często spotykam tych samych amatorów porannego spaceru, joggingu, nordicwalkiengu i czego tam jeszcze.
Na początku wydawało się być wszystko w porządku. Wszyscy mają swoje fit-stroje, swoje ipody, swoje rasowe psy. Jednak z czasem można było zauważyć, jakby więcej ludzi w tych ludziach. Coś jak więcej cukru w cukrze.
Przypadek 1. Kiedy pierwszy raz mijałam kobietę w biało-czarnym stroju do joggingu, myślałam, że odpoczywa sobie na ławce po morderczym biegu, czy innych formach samoumartwiania, jakie Niemcy na sobie stosują:)Miała czerwona twarz, schowaną w dłoniach. Za drugim razem widziałam, jak bardzo płacze. W tych swoich profesjonalnych spodenkach, fitnesskoszulkach i butach do biegania. Nie mogła powstrzymać szlochu. Za trzecim okrążeniem miałam już pewność, że coś jest nie tak. Nie wiedziałam właściwie co mam zrobić...zsiąść z roweru, podać chusteczkę? Widziałam jak mijają ja inni ludzie. Nic. A może ktoś już spytał, czy wszystko w porządku, a ja będę kolejną obcotroskliwą natarczywą osobą, która nie ma pojęcia o jej problemach? Potem widać było, że ochłonęła. Wystawiła twarz do słońca. Wstała i pobiegła dalej.
Przypadek 2. Jest taka starsza para. Ona mała i łysa prawie, on wysoki i postawny. Z tyłu wyglądają na dwójkę facetów trzymających się za ręce. Tak pomyślałam, jak zobaczyłam ich po raz pierwszy. W prochowcach od stóp do głów, jak dwa prostokąty sunące po wale przeciwpowodziowym. Zawsze towarzyszy im wielki pies. Taki biały w czarne łaty. Widywałam ich często razem z psem właśnie. Aż pewnego ranka na wale przeciwpowodziowym zjawił się tylko on z psem. Jej małej i łysej już nie było.
Przypadek 3. Ludzi spacerujących z psami jest bardzo dużo. Ale to nie są tylko tam takie se zwykłe spacery. Zawsze są jakieś elementy wychowawcze. Głównie stosowane wobec psów, oczywiście. Ale spacer z psem to także dobry powód, by wyjść i pomyśleć. Taki pretekst. Właściciele o melancholijnym nastawieniu chowają się po krzakach, nad jeziorem, celem bycia osamotnionym przez chwilę. Siedzą tak tam i gapią się w wodę. Zajmuje im to zwykle kilka moich okrążeń, zanim zbiorą się w sobie, wstaną, przywołają psa i pójdą do domu.
Przypadek 4. Poranne aktywności na świeżym powietrzu stanowią również pewne wyzwania. Szczególnie dla tych, którzy nie biegają, nie spacerują, nie jeżdżą na rowerze. Bo nie mogą. Bo czas lub los im nie pozwala na te zwykłe czynności. Zastanawiało mnie to jak wśród biegnących, idących, jadących czuje się ktoś, komu tylko pomoc bliskiego pozwala na wyjście i radość ze słońca i rześkiego powietrza. Ale są też tacy, którzy mogą jeszcze walczyć. Obserwowałam właśnie mężczyznę w wieku średnim raczej, który mierzył się z własnymi nogami, które nie chciały go prowadzić pod górę. Dał radę i cieszył się widokiem siedząc na ławeczce z wyrytym serduszkiem. Wiem, że stamtąd widok na miasto jest piękny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz